Jak dobrze zacząć urlop. Po ostatnich czterech miesiącach Sajgonu w pracy mam wreszcie chwile wytchnienia.
Myślę ze to też dobry czas zeby trochę sie zatrzymać i pomyśleć gdzie jest moje miejsce.
Ostatnio wiele energii i zdrowia poświeciłem pracy, w skrócie do moich obowiązków przez ten czas należało nadzorowanie jednej z budów od momentu uzyskania wszystkich niezbędnych pozwoleń i zgód przez budowę, aż po oddanie gotowej budowli inwestorowi.
Kosztowało mnie to wszystko sporą porcję nerwów. Trudno sie jest odnaleźć w tych wszystkich zawiłościach administracyjno-prawnych związanych z budową, tym bardziej jak ktoś robi to pierwszy raz i nie czuje sie wsparcia w firmie.
Teraz gdy robota została skończona i protokół odbioru został podpisany jest trochę satysfakcji z dobrze wykonanej pracy. Tylko czy było warto? Czy przez taki tryb życia nie tracę powoli czegoś innego, co jest naprawdę dla mnie ważne?
Przez najbliższe siedem dni nie myślę o pracy. Kierunek Turyngia :)
sobota, 17 września 2011
czwartek, 1 września 2011
Prosta recepta
Ciężko jest czasem żyć człowiekowi który lubi mieć wszystko pod kontrolą, zaplanowane, poukładane. Wszystko jest dobrze gdy plan jest realizowany, natomiast gdy coś nie wychodzi zaczyna się dramat.
Czasem jest to małe niepowodzenie czasem totalna porażka, ale zawsze taki człowiek bieżne ją mocno do siebie.
Ostatnimi czasy spadło na mnie w pracy kilka dodatkowych obowiązków, spory stres jak dla niedoświadczonego pracownika i człowieka który czasem za bardzo się wszystkim przyjmuje. Byłem tym wszystkim mocno zmęczony no i zaczęły wychodzić tego efekty, takie jak na przykład dwa błędy w zamówieniu które składałem.
Na porażkę można reagować dwojako albo sie po niej wycofać, zamknąć albo " wliczyć w koszta" i pójść dalej. Łatwiej zastosować pierwsze rozwiązanie. Jednak jak po niepowodzeniu pójść dalej nie tracąc przy tym swoich ideałów? Prostych recept nie ma.
Z drugiej strony może to co dzis wydaje sie nie logiczne z czasem znów sie wyklaruje. Może wystarczy tylko(aż) tak jak Piotr w dzisiejszej ewangelii Łk 5, 1-11) ;ruszyć z miejsca d... i popłynąć, pójść dalej...
Nie zapominając o Celu.
Czasem jest to małe niepowodzenie czasem totalna porażka, ale zawsze taki człowiek bieżne ją mocno do siebie.
Ostatnimi czasy spadło na mnie w pracy kilka dodatkowych obowiązków, spory stres jak dla niedoświadczonego pracownika i człowieka który czasem za bardzo się wszystkim przyjmuje. Byłem tym wszystkim mocno zmęczony no i zaczęły wychodzić tego efekty, takie jak na przykład dwa błędy w zamówieniu które składałem.
Na porażkę można reagować dwojako albo sie po niej wycofać, zamknąć albo " wliczyć w koszta" i pójść dalej. Łatwiej zastosować pierwsze rozwiązanie. Jednak jak po niepowodzeniu pójść dalej nie tracąc przy tym swoich ideałów? Prostych recept nie ma.
Z drugiej strony może to co dzis wydaje sie nie logiczne z czasem znów sie wyklaruje. Może wystarczy tylko(aż) tak jak Piotr w dzisiejszej ewangelii Łk 5, 1-11) ;ruszyć z miejsca d... i popłynąć, pójść dalej...
Nie zapominając o Celu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)